sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 8 ~ Harry ~


   Posiedzenie trwało jeszcze pół godziny. Choć Snape opowiadał wszystko sucho i bez zbędnych ubarwień, Tonks słuchała z rosnącym zainteresowaniem. Między wierszami można się było domyślić, że kilka razy był o włos od poważnych tarapatów.
   Gdy Szalonooki zarządził koniec posiedzenia, Snape natychmiast podniósł się z miejsca i ruszył do drzwi.
   - Nie wyjdziesz z nami? - zapytała Tonks Syriusza.
   - Już dosyć się napatrzyłem na Snape'a - odburknął Syriusz. - Odprawcie go, byle szybko, i wracajcie tu z Harrym.
   Wszyscy ci, którzy nie zostawali na kolacji, opuścili kuchnię i zaczęli pojedyńczo wychodzić na ulicę. Snape wyszedł jako jeden z ostatnich.
   Remus, Tonks i Molly podeszli do drzwi, by pozasuwać wszystkie zasuwy i rygle. Gdy się z tym uporali, zobaczyli młodych Weasley'ów, Hermionę i Harry'ego, schodzących schodami z góry.
   - Jemy tu na dole, w kuchni - wyjaśniła Harry'emu Molly. 
   Tonks wyminęła ich i pierwsza ruszyła ku drzwiom na końcu korytarza. Ale nagle zaczepiła o coś nogą i już po chwili z głośnym łoskotem wylądowała na podłodze.
   - Tonks! - zawołała Molly ze złością, odwracając się w jej stronę.
   - Przepraszam! - jęknęła Tonks z podłogi. - To przez ten kretyński stojak na parasole, potykam się o niego już drugi raz...
   Reszta jej słów utonęła w straszliwym wrzasku, który po chwili wypełnił hol. To pani Black przebudziła się i zaczęła krzyczeć, co sił w płucach:
   - SZUMOWINY! MĘTY! NĘDZNE, PLUGAWE KREATURY! 
   Remus i Molly rzucili się, by zaciągnąć z powrotem zasłony, ale pani Black wrzeszczała coraz głośniej.
   - Przepraszam! - jęknęła Tonks, wlokąc ciężką nogę trolla na swoje miejsce. - O jejku... przepraszam...
   - WYNOCHA STĄD, BĘKARTY, MUTANTY, POTWORY! JAK ŚMIECIE PLUGAWIĆ DOM MOICH OJCÓW?!
   Molly zrezygnowała z prób zaciągnięcia zasłon i biegała po przedpokoju, uciszając różdżką inne portrety, które również wyły wniebogłosy. A potem nagle z kuchni wybiegł Syriusz i wrzasnął:
   - Zamknij się, stara wiedźmo! Zamknij się, ale już!
   Pani Black pobladła.
   - TYYY! - zawyła, wytrzeszczając dziko oczy. - TY ZDRAJCO, TY SZKARADO, HAŃBO MEGO ŁONA!
   - Powiedziałem... ZAMKNIJ SIĘ! - krzyknął Syriusz.
   Szarpnął z całej siły zasłonę, Remus pociągnął drugą i w końcu udało im się je zaciągnąć. Wrzaski umilkły, a w przedpokoju ponownie zapanowała cisza.
   Syriusz odgarnął z czoła długie czarne włosy, odwrócił się i spojrzał na Harry'ego.
   - Witaj, Harry - powiedział ponuro. - Widzę, że już poznałeś moją matkę. 
   - Twoją... 
   - Tak, moją milutką, starą mamuśkę - rzekł Syriusz. - Przez cały miesiąc próbowaliśmy ją ściągnąć ze ściany, ale chyba musiała użyć Zaklęcia Trwałego Przylepca. No, schodźcie szybko, zanim znowu się obudzi.
   Wszyscy razem zeszli z powrotem do kuchni. Tonks zobaczyła, że Mundungus zasnął przy stole, a Artur i Bill rozmawiają cicho, pochylając ku sobie głowy. 
   Molly chrząknęła głośno. Artur podniósł wzrok i, ujrzawszy wchodzących, zerwał się na równe nogi.
   - Harry! - podszedł do niego szybkim krokiem i uścisnął mu rękę. - Jak dobrze cię widzieć!
   Bill natychmiast zaczął zbierać pozostawione na stole protokoły, oraz raporty, przyniesione przez Marca.
   - Jak tam podróż, Harry?! - zawołał, próbując zebrać tuzin zwojów naraz. - Mam nadzieję, że Szalonooki nie kazał wam lecieć przez Grenlandię? 
   - Próbował - powiedziała Tonks, podchodząc do stołu, by pomóc Billowi. Biorąc jeden pergamin, niechcący przewróciła świecę na mapę domu Rowle'a. - Ojej... przepraszam...
   - Zdarza się, moja kochana - powiedziała Molly i szybko machnęła różdżką, by usunąć wosk. Potem porwała mapę ze stołu i wcisnęła w naręcz zwojów, ściskanych przez Billa.
   - To wszystko powinno zniknąć ze stołu pod koniec posiedzenia - warknęła i podeszła do staroświeckiego kredensu, żeby wyjąć z niego talerze.
   Bill wyciągnął różdżkę, mruknął: "Evanesco!" i wszystkie zwoje znikły.
   - Siadaj, Harry - powiedział Syriusz. - Poznałeś już Mundungusa, prawda?
   Mundungus zachrapał donośnie i ocknął się.
   - Któś cóś mówił? - zapytał sennym głosem. - Zgadzam się z Syriuszem...
   Uniósł brudną rękę, jakby głosował, a jego załzawione oczy wpatrywały się tępo w przestrzeń. Ginny zachichotała.
   - Dung, posiedzenie już się skończyło - powiedział Syriusz, kiedy usiedli przy stole. - Przybył Harry.
   - Taa? - wymamrotał Mundungus, łypiąc smętnie na Harry'ego spoza rozczochranych, brudnych włosów. - Ożeż ty karol... rzeczywiście, on tu jest... W porząsiu, 'Arry?
   - Tak jest - odrzekł Harry. 
   Mundungus pogrzebał nerwowo w kieszeniach, wciąż wpatrując się w Harry'ego, i wyciągnął brudną czarną fajkę. Wetknął ją do ust, przypalił końcem różdżki i pociągnął głęboko. Po chwili zniknął w kłębach zielonkawego dymu.
   - Winnym ci jest przeprosiny - rozległ się ochrypły głos z cuchnącej chmury dymu.
   - Proszę cię po raz ostatni, Mundungusie - powiedziała Molly podniesionym głosem - żebyś mi w kuchni nie kopcił tego świństwa, a już zwłaszcza wtedy, gdy zabieramy się do jedzenia!
   - Ach... - mruknął Mundungus. - Dobra. Nie gniewaj się, Molly.   
   Obłok dymu zniknął, kiedy Mundungus schował fajkę do kieszeni, ale w powietrzu nadal unosił się smród palonych skarpetek.
   - I jeśli chcecie coś zjeść przed północą, to ktoś musi mi pomóc - zwróciła się do wszystkich Molly. - Nie, nie ty, Harry, ty siedź, masz za sobą długą podróż...
   - Co mam robić, Molly? - spytała z zapałem Tonks.
   - Eee... nie, dam sobie radę, Tonks, ty też musisz odpocząć, dość dzisiaj przeżyłaś...
   - Nie, nie, muszę ci pomóc! - zawołała Tonks, przewracając krzesło i biegnąc w stronę kredensu, z którego Ginny wyciągała już sztućce.
   Wkrótce ciężkie noże same kroiły mięso i jarzyny pod czujnym okiem Artura, podczas gdy Molly mieszała w kotle nad paleniskiem, a reszta rozkładała talerze, puchary i sztućce, i wyjmowała jedzenie ze spiżarni.
   - Gotowe - powiedziała po kilkunastu minutach Molly, zestawiając gulasz z ognia.
   - Zaniesiemy to do stołu, mamo - zaproponowali Fred i George, wyjmując różdżki.
   - Fred... George... - jęknęła Molly. - NIE! SAMI TO PRZYNIEŚCIE!
   Ale bliźniacy już machnęli różdżkami, a kociołek z gulaszem, żelazny, pękaty dzban z kremowym piwem i ciężka, drewniana deska do krajania chleba z nożem na wierzchu poszybowały ku stołowi. Siedzący tam Harry, Syriusz i Mundungus szybko dali nurka pod stół. Kociołek przeleciał całą długość stołu, zatrzymując się tuż przed krawędzią i 
pozostawiając czarną smugę na drewnianym blacie, dzban z piwem rąbnął z hukiem w stół, a jego zawartość rozprysnęła się po całej kuchni, szeroki nóż do chleba ześliznął się z deski ostrzem w dół i wbił w miejsce, na którym dopiero co spoczywała prawa dłoń Syriusza.
   - NA MIŁOŚĆ BOSKĄ! - wrzasnęła Molly. - PRZECIEŻ NIE MUSIELIŚCIE... MAM JUŻ TEGO DOSYĆ... POZWOLONO WAM UŻYWAĆ CZARÓW, ALE TO NIE ZNACZY, ŻE MUSICIE WYMACHIWAĆ RÓŻDŻKAMI NA WSZYSTKO, CO JEST W TYM DOMU!
   - My chcieliśmy tylko to wszystko przyspieszyć! - zawołał Fred, podbiegając i wyciągając nóż ze stołu. Wybacz, stary - zwrócił się do Syriusza - naprawdę nie chciałem...
   Harry i Syriusz zaśmiewali się głośno. Mundungus, który przewrócił się razem z krzesłem, wstał, kląc pod nosem. Kot Hermiony, Krzywołap wydał z siebie obronne prychnięcie i śmignął pod kredens, skąd widać było tylko jego żółte oczy.
   - Chłopcy - powiedział Artur, przenosząc kociołek z zupą na środek stołu - wasza matka ma świętą rację. Macie już tyle lat, że powinniście wykazać się poczuciem odpowiedzialności...
   - Żaden z waszych braci nie sprawiał takich kłopotów! - wściekała się Molly, stawiając na stole nowy dzban kremowego piwa z takim hukiem, że znowu chlusnęło na wszystkich. - Bill nie musiał się aportować z sypialni do kuchni! Charlie nie rzucał zaklęć na wszystko, co mu się nawinęło pod rękę! Percy...
   Urwała i spojrzała z lękiem na męża, któremu twarz nagle skamieniała. Tonks wiedziała, dlaczego: Percy, trzeci syn Artura i Molly, pokłócił się z ojcem o głoszoną przez Dumbledore'a wersję wydarzeń, a w konsekwencji wyprowadził z domu i od tego czasu nie rozmawiał z żadnym z członków rodziny.
   - Jedzmy już - powiedział szybko Bill.
   - Molly, to wygląda smakowicie - rzekł Remus, nakładając na talerz gulasz i podając jej przez stół.
   Przez kilka minut nikt nic nie mówił, słychać było tylko podzwanianie talerzy, szczęk sztućców i zgrzyt przysuwanych krzeseł. Potem Artur zwrócił się do Syriusza, mówiąc:
   - Aha, miałem ci powiedzieć, że w tym biurku w salonie chyba coś siedzi, bo całe się trzęsie i coś w nim chroboce. Może to tylko bogin, ale uważam, że powinniśmy poprosić Alastora, żeby rzucił na to okiem.
   - Jak sobie życzysz - mruknął Syriusz obojętnym tonem.
   Tonks, którą już zaczęła męczyć ponura atmosfera panująca przy stole, zwróciła się do Hermiony i Ginny:
   - To co, może pozmieniam trochę kształt mojego nosa, chcecie?
   - Jasne! - Hermiona i Ginny trochę się ożywiły.
   - To patrzcie, tego numeru jeszcze nie widziałyście - Tonks zacisnęła powieki i całą siłą woli zmieniła kształt swojego nosa. Gdy otworzyła oczy, był mocno zgarbiony, a z każdej dziurki wyrastały długie kłaki włosów. Ginny i Hermiona wybuchnęły śmiechem. Po kilku minutach, jak weszło to już w zwyczaj przy posiłkach, zaczęły ją prosić o swoje ulubione nosy.
  - Zrób ten podobny do świńskiego ryjka, Tonks...
   Tonks spełniła prośbę. Po chwili dostrzegła zaciekawione spojrzenie Harry'ego i wyszczerzyła do niego zęby.
   Artur, Bill i Remus rozmawiali o goblinach, a Fred, George i Ron siedzieli nachyleni w stronę Mundungusa, słuchając jakiejś historyjki.
   - A teraz może zrób ten z tym wielkim pryszczem - poprosiła Hermiona. 
   Tym razem nos Tonks wydłużył się jak dziób pelikana i zakrzywił na końcu, a na samym jego czubku zakwitł wielki, obrzydliwy bąbel. 
   Nagle przy środkowej części stołu rozległ się głośny wybuch śmiechu. Fred, George, Ron i Mundungus kiwali się i trzęśli na krzesłach.
   - ...a wtedy... - wystękał Mundungus, ocierając rękawem łzy cieknące mu po policzkach - ...a wtedy... żebym tak skonał... on zasuwa taką gadkę: "Dung, skądżeś wytrzasnął tyle ropuch? Bo jakiś skurczybyk podprowadził mi wszystkie moje!" A ja mu na to zasuwam taki tekst: "Rąbnęli ci wszystkie ropuchy? To ja ci mogę kilka opchnąć za rozsądną cenę". I mówię wam, chłopaki, możecie mi wierzyć, albo nie, ale ten garbaty gargulec odkupił ode mnie wszystkie swoje ropuchy, płacąc dwa razy tyle, co za pierwszym razem...
   - Nie sądzę, żebyśmy chcieli słuchać więcej o twoich interesach, Mundungusie, wielkie dzięki, ale nie - powiedziała ostro Molly, kiedy Ron opadł na stół, wyjąc ze śmiechu.
   - Bardzo cię przepraszam, Molly - rzekł natychmiast Mundungus, ocierając oczy. - Ale, rozumiesz, to przecież Will podprowadził je Warty'emu Harrisowi, więc ja nie zrobiłem niczego złego...
   - Nie wiem, gdzie się uczyłeś rozróżniania dobra od zła, Mundungusie, ale wygląda na to, że opuściłeś kilka najważniejszych lekcji - oświadczyła chłodno Molly.
   Fred i George ukryli nosy w pucharach z kremowym piwem. George miał czkawkę. Z jakiegoś powodu Molly rzuciła gniewne spojrzenie na Syriusza, zanim wstała i poszła po wielki placek z rabarbarem.
   W końcu zniknął ostatni kawałek ciasta. Tonks, ziewając, obserwowała, jak Ginny, siedząc na podłodze, bawi się z Krzywołapem.
   - Chyba już czas iść spać - powiedziała Molly.
   - Jeszcze nie, Molly - rzekł Syriusz, odsuwając swój pusty talerz i zwracając się do Harry'ego. - Wiesz, trochę mnie zaskoczyłeś. Myślałem, że jak tylko się tu znajdziesz, zaczniesz pytać o Voldemorta.
   Atmosfera w kuchni nagle się zmieniła. Jeszcze chwilę temu wszyscy byli rozluźnieni i senni - teraz dało się wyczuć nagłe ożywienie, a nawet napięcie. Remus, który właśnie miał wysączyć łyk wina, odstawił ostrożnie puchar.
   - Pytałem! - odrzekł ze złością Harry. - Pytałem Rona i Hermionę, ale mi powiedzieli, że my nie możemy należeć do Zakonu, więc...
   - I mieli całkowitą rację - powiedziała Molly. - Jesteście za młodzi.
   Siedziała wyprostowana, zaciskając dłonie na poręczach krzesła. Już nie wyglądała na senną.
   - A od kiedy to trzeba należeć do Zakonu Feniksa, żeby zadawać pytania? - odezwał się Syriusz. - Harry był przez miesiąc uwięziony w domu mugoli. Ma prawo wiedzieć, co się wydarzyło...
   - No nie! - przerwał mu głośno George.
   - A niby dlaczego tylko on ma prawo? - zapytał ze złością Fred.
   - Przez cały miesiąc próbowaliśmy coś z was wyciągnąć i guzik się dowiedzieliśmy! - zaperzył się George.
   - "Jesteście za młodzi, nie należycie do Zakonu" - zapiał Fred głosem bardzo przypominającym głos jego matki. - A Harry nie jest nawet pełnoletni!
   - To nie moja wina, że nie powiedziano wam, czym zajmuje się Zakon - rzekł Spokojnie Syriusz. - To decyzja waszych rodziców. Natomiast Harry...
   - Nie możesz sam decydować o tym, co jest dobre dla Harry'ego! - krzyknęła Molly, a jej zwykle łagodna twarz zrobiła się groźna. - Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o tym, co powiedział Dumbledore?
   - A co konkretnie masz na myśli? - zapytał Syriusz uprzejmym tonem, w którym jednak czaiła się gotowość do walki.
   - A to, żeby nie mówić Harry'emu więcej, niż musi wiedzieć - odpowiedziała Molly, kładąc nacisk na ostatnich trzech słowach.
   - Wcale nie zamierzam powiedzieć mu więcej, niż musi wiedzieć, Molly - rzekł Syriusz. - Pamiętaj jednak, że to on był świadkiem powrotu Voldemorta. - I znowu na dźwięk tego nazwiska wszyscy się wzdrygnęli. - Ma większe prawo...
   - On nie jest członkiem Zakonu Feniksa! - zaperzyła się Molly. - Ma zaledwie piętnaście lat i...
   - ...i już zdążył dokonać więcej niż wielu członków Zakonu...
   - Nikt nie przeczy, że wiele dokonał! - zawołała Molly, a dłonie zaczęły jej drżeć. - Ale jest jeszcze...
   - Nie jest dzieckiem! - przerwał jej niecierpliwie Syriusz.
   - Ale jeszcze nie jest dorosły! - krzyknęła Molly, a policzki jej pociemniały. - Syriuszu, to nie jest James!
   - Dzięki ci, Molly, ale tak się składa, że doskonale wiem, kim on jest - rzekł chłodno Syriusz.
   - Wcale nie jestem pewna! Czasami mówisz o nim w taki sposób, jakbyś myślał, że wrócił twój najlepszy przyjaciel!
   - A co w tym złego? - zapytał Harry.
   - Złego? Rzecz w tym, Harry, że ty nie jesteś swoim ojcem, choćbyś nie wiem jak był do niego podobny! Chodzisz wciąż do szkoły, i dorośli, którzy są za ciebie odpowiedzialni, powinni o tym pamiętać!
   - A więc uważasz, że jestem nieodpowiedzialnym ojcem chrzestnym, tak? - zapytał Syriusz, podnosząc głos.
   - Uważam, że zawsze robisz wszystko trochę za szybko, Syriuszu, i właśnie dlatego Dumbledore wciąż ci przypomina, żebyś siedział w domu i...
   - Może byś nie mieszała do tego poleceń, jakie otrzymałem od Dumbledore'a, dobrze?
   - Arturze! - Molly spojrzała ostro na męża. - Arturze, może byś mnie poparł, co?
   Artur nie od razu odpowiedział. Zdjął okulary i zaczął powoli czyścić szkła, pocierając je o szatę i nie patrząc na żonę. Dopiero kiedy osadził je pieczołowicie na nosie, rzekł:
   - Molly, Dumbledore wie, że sytuacja się zmieniła. Wypada, by Harry dowiedział się czegoś więcej, skoro już jest w naszej Kwaterze Głównej...
   - Tak, ale to chyba nie znaczy, że trzeba go zachęcać, by pytał, o co mu się podoba!
   - Osobiście uważam - odezwał się cicho Remus, gdy Molly zwróciła się szybko ku niemu, w nadziei, że w końcu znalazła sojusznika    - że Harry powinien poznać fakty... nie wszystkie fakty, Molly, ale ogólny obraz sytuacji... i lepiej, żeby się dowiedział tego od nas niż... usłyszał spaczoną wersję wydarzeń... od innych...
   Mówił spokojnie, z łagodną miną, ale Tonks wiedziała, że Remus ma na myśli niewykryty dotąd przez Molly egzemplarz Uszu Dalekiego Zasięgu.
   - No cóż... - powiedziała Molly, oddychając głęboko i rozglądając się po wszystkich w poszukiwaniu poparcia - cóż... widzę, że jestem w mniejszości. Powiem więc tylko jedno: Dumbledore musiał mieć uzasadnione powody, kiedy mówił, że Harry nie powinien zbyt wiele wiedzieć, a w końcu komu jak komu, ale jemu na pewno leży na sercu dobro Harry'ego...
   - On nie jest twoim synem, Molly - powiedział cicho Syriusz.
   - Ale jakby nim był! - krzyknęła Molly. - Kogo ma poza mną?
   - Mnie!
   - Tak, ciebie - powiedziała drwiącym głosem Molly. - Tylko, że jak siedziałeś w Azkabanie, to nie bardzo mogłeś się nim zajmować, prawda?
   Syriusz zaczął podnosić się z krzesła. 
   - Molly, nie jesteś jedyną osobą przy tym stole, która martwi się o Harry'ego - rzekł ostro Remus. - Syriuszu, usiądź.
   Wargi Molly drżały. Syriusz usiadł powoli, biały na twarzy. 
   - Sądzę, że sam Harry powinien się wypowiedzieć w tej sprawie - ciągnął Remus. - Ma już tyle lat, że może podejmować samodzielnie decyzje.
   - Chcę wiedzieć, co się dzieje - wypalił natychmiast Harry.
   - Świetnie - powiedziała Molly, nieco rozdygotanym głosem. - Ginny... Ron... Hermiono... Fred... George... proszę wyjść z kuchni.
   Wszyscy zaczęli gwałtownie protestować.
   - Jesteśmy już dorośli! - ryknęli jednocześnie Fred i George.
   - Skoro Harry'emu wolno, to dlaczego mnie nie?! - krzyknął Ron.
   - Mamo, ja chcę zostać! - zapiszczała Ginny.
   - NIE! - wrzasnęła Molly, wstając i piorunując ich spojrzeniem. - Absolutnie zabraniam...
   - Molly, nie możesz zabronić zostać Fredowi i George'owi - powiedział ostrożnie Artur. - Oni są już dorośli...
   - Chodzą jeszcze do szkoły...
   - Ale prawnie są już ludźmi dorosłymi - odrzekł Artur tym samym zmęczonym tonem.  
   Molly zrobiła się purpurowa na twarzy.
   - Ja... och... no dobrze, Fred i George mogą zostać, ale Ron...
   - Harry i tak powtórzy mnie i Hermionie wszystko, czego się dowie! - krzyknął Ron. - Prawda, Harry?
   - No jasne - powiedział Harry.
   Ron i Hermiona odetchnęli z ulgą.
   - Wspaniale! - krzyknęła Molly. - Świetnie! Ginny... DO ŁÓŻKA!
   Ginny łatwo się nie poddała. Słyszeli jak się wścieka na matkę, idąc za nią po schodach.
   Po dłuższej chwili Syriusz odezwał się pierwszy:
   - No dobrze, Harry... co chcesz wiedzieć?
   - Gdzie jest Voldemort? - zapytał natychmiast Harry. - Co robi? Próbowałem dowiedzieć się czegoś z mugolskich wiadomości, ale nie znalazłem niczego, co by mogło świadczyć o jego działalności... żadnych wzmianek o dziwnych śmierciach czy innych wypadkach...
   - Bo do żadnych podejrzanych śmierci jeszcze nie doszło - rzekł Syriusz - a przynajmniej my nic o tym nie wiemy... a wiemy już sporo.
   - W każdym razie więcej, niż on się spodziewa - dodał Remus.
   - Przestał już zabijać? To do niego niepodobne - zdziwił się Harry.
   - Narazie nie chce zwracać na siebie uwagi - powiedział Syriusz. - To by było dla niego zbyt niebezpieczne. Jego powrót nie odbył się całkiem tak, jak to sobie zaplanował. Trochę mu nie wyszło.
   - Albo raczej to ty pomieszałeś mu szyki, Harry - wtrącił Remus, uśmiechając się z satysfakcją.
   - Ja? - zdziwił się ponownie Harry.
   - Ano ty, bo przecież miałeś umrzeć! - powiedział Syriusz. - O jego powrocie mieli wiedzieć tylko śmierciożercy. A ty znowu przeżyłeś i mogłeś zaświadczyć o tym, co się stało.
   - A jak ty mu uciekłeś, to już wiedział, że o jego powrocie dowie się Dumbledore. To mu właśnie pomieszało szyki.
   - W jaki sposób? - zapytał Harry.
   - Chyba żartujesz! - żachnął się Bill. - Dumbledore jest jedyną osobą, której Sam-Wiesz-Kto zawsze się bał i dotąd boi!
   - A dzięki tobie Dumbledore mógł zwołać członków Zakonu Feniksa już godzinę po powrocie Voldemorta - dodał Syriusz.
   - Więc co ten zakon właściwie robi? - zapytał Harry, patrząc po wszystkich.
   - Robimy wszystko, by Voldemort nie zrealizował swoich planów - odpowiedział Syriusz.
   - A skąd wiecie, jaki ma plany?
   - To Dumbledore na to wpadł - powiedział Remus - a jak Dumbledore na coś wpadnie, to zwykle się okazuje, że ma rację.
   - Więc co, według Dumbledore'a, planuje Voldemort?
   - Przede wszystkim chce odbudować szeregi swoich zwolenników - odrzekł Syriusz. - Za dawnych dni dysponował całkiem pokaźną armią. Pod jego rozkazami było sporo czarownic i czarodziejów, których zmusił pogróżkami, albo omamił czarami, jego wierni śmierciożercy, a poza tym najróżniejsze fantastyczne stworzenia spod ciemnej gwiazdy. Sam słyszałeś, jak mówił o olbrzymach, a nie tylko ich chce mieć w swoich szeregach. Na pewno nie będzie próbował opanować Ministerstwa Magii z garstką śmierciożerców.
   - Więc wy staracie się przeszkodzić mu w zdobywaniu nowych sprzymierzeńców, tak?
   - Robimy, co w naszej mocy - rzekł Remus.
   - Jak?
   - Cóż, przede wszystkim próbujemy przekonać jak największą liczbę osób, że Sam-Wiesz-Kto powrócił. Chcemy obudzić ich czujność - powiedział Bill. - A okazało się, że to wcale nie jest takie proste. 
   - Dlaczego?
   - Z powodu nastawienia ministerstwa - odpowiedziała Tonks. - Pamiętasz, Harry, jak się zachował Korneliusz Knot po powrocie Sam-Wiesz-Kogo? I do tej pory nie zmienił stanowiska. Uważa to za bzdurę wyssaną z palca.
   - Ale dlaczego? Dlaczego jest taki głupi? Skoro Dumbledore...
   - Utrafiłeś w sedno, Harry - powiedział Artur z krzywym uśmieszkiem. - Dumbledore. 
   - Bo widzisz, Harry, Knot się go boi - dodała ponuro Tonks.
   - Boi się Dumbledore'a?
   - Boi się tego, do czego Dumbledore według niego zmierza - rzekł Artur. - Knot jest przekonany, że Dumbledore spiskuje, by pozbawić go stanowiska. Myśli, że Dumbledore sam chce zostać ministrem magii.
   - Ale przecież Dumbledore wcale nie chce...
   - Oczywiście, że nie - zgodził się Artur. - Nigdy nie chciał być ministrem, chociaż mnóstwo ludzi widziało go na tym stanowisku, gdy Milicenta Bagnold odeszła na emeryturę. W końcu ministrem został Knot, któy jednak wciąż pamięta o popularności Dumbledore'a, choć ten nigdy nie wyraził chęci kandydowania.
   - W głębi ducha Knot dobrze wie, że Dumbledore jest mądrzejszym i potężniejszym czarodziejem od niego i na początku swego urzędowania często prosił go o pomoc i radę - rzekł Remus. - Ale tak bardzo polubił władzę, że teraz już nie chce niczyich rad. Udało mu się przekonać samego siebie, że jest najmądrzejszy, a Dumbledore tylko robi dużo hałasu o byle co.
   - Jak mogło mu coś takiego przyjść do głowy? - oburzył się Harry. - I co, pewnie uważa, że Dumbledore to wszystko wymyślił? Że JA to wymyśliłem, tak?
   - Rzecz w tym, że uwierzenie w powrót Voldemorta oznaczałoby dla ministerstwa stanięcie twarzą w twarz z problemami, z jakimi nie musiało się borykać od blisko czternastu lat - powiedział z goryczą Syriusz. - Knot po prostu się boi, że nie dałby sobie z tym wszystkim rady. O wiele wygodniej jest mu wierzyć, że Dumbledore to wszystko wymyślił, żeby go pozbawić władzy.
   - Teraz już chyba rozumiesz, na czym polega problem - rzekł Lupin. - W sytuacji, gdy ministerstwo utrzymuje, że nie ma co się obawiać Voldemorta, bardzo trudno jest przekonać ludzi o jego powrocie, zwłaszcza, że oni sami też wolą w to nie wierzyć. Co więcej, ministerstwo wywiera silny nacisk na "Proroka Codziennego", żeby przemilczać wszystkie, jak to w ministerstwie nazywają, "szkodliwe pogłoski", wychodzące od Dumbledore'a, więc większość społeczności czarodziejów nie ma pojęcia, co się właściwie dzieje, przez co stają się łatwym celem śmierciożerców, gdy ci użyją Zaklęcia Imperius.
   - Ale wy chyba mówicie ludziom, co się dzieje, prawda? - zapytał Harry.  
   Wszyscy uśmiechnęli się krzywo.
   - Sam pomyśl, Harry - odezwał się Syriusz. - Skoro wszyscy uważają mnie za masowego mordercę, za którego głowę ministerstwo wyznaczyło nagrodę w wysokości dziesięciu tysięcy galeonów, to czy mogę sobie chodzić po ulicach i rozdawać ulotki?
   - Mnie też nikt z ochotą nie zaprasza na herbatki i kolacje - powiedział Remus. - Bo kto by chciał gościć w swym domu wilkołaka?
   - Tonks i Artur straciliby pracę, gdyby zaczęli głośno przekonywać ludzi - dodał Syriusz - a przecież musimy mieć szpiegów w ministerstwie, bo niewątpliwie Voldemort już ma tam swoich.
   - Mimo wszystko udało się nam już przekonać kilka osób - rzekł Artur. - Tonks, na przykład, była ostatnim razem za młoda, żeby ją przyjąć do Zakonu, a na aurorach bardzo nam zależy... Kingsley Shacklebolt też jest cennym nabytkiem. Kieruje pościgiem za Syriuszem, więc łatwo mu przekonać tych z ministerstwa, że Black jest teraz w Tybecie.
   - Ale jeśli nikt z was nie rozpowszechnia informacji o powrocie Voldemorta...
   - A kto powiedział, że nikt z nas tego nie robi? - zapytał Syriusz. - A jak myślisz, dlaczego Dumbledore jest w takich opałach?
   - To znaczy?  
   - Próbują go zdyskredytować - odpowiedział Remus. - Nie czytałeś "Proroka Codziennego" w ubiegłym tygodniu? Napisali, że poniósł klęskę w głosowaniu na przewodniczącego Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, bo się starzeje i traci kontrolę, ale my dobrze wiemy, jak to było: przeciwko niemu głosowali czarodzieje z naszego ministerstwa, po tym, jak wygłosił mowę, w której oznajmił o powrocie Voldemorta. Pozbawili go godności Wielkiego Maga Wizengamotu, czyli Sądu Najwyższego Czarodziejów, i już mówią, że trzeba mu odebrać Order Merlina Pierwszej Klasy.
   - A Dumbledore mówi, że ma to w nosie, że zależy mu tylko na tym, by go nie wyrzucili z talii kart sprzedawanych z czekoladowymi żabami - wtrącił Bill, szczerząc zęby.
   - Nie pora na żarty - stwierdził krótko Artur. - Jeśli będzie dalej przeciwstawiał się ministerstwu, może skończyć w Azkabanie, a to już by była prawdziwa klęska. Dopóki Sam-Wiesz-Kto wie, że Dumbledore wciąż działa i zna jego plany, będzie ostrożny, przynajmniej narazie. A jak Dumbledore'a zabraknie... no, to Sam-Wiesz-Kto będzie miał drogę wolną.
   - Ale jeśli Voldemort będzie próbował zwerbować więcej śmierciożerców, to przecież szybko się rozejdzie, że on jednak powrócił, prawda? - zapytał Harry z wyraźną nadzieją.
   - Nie wyobrażaj sobie, Harry, że Voldemort chodzi po domach i wali do wejściowych drzwi - rzekł Syriusz - On ludzi wciąga podstępem, oszukuje, rzuca na nich uroki i szantażuje. Jest mistrzem działania z ukrycia. Zresztą werbowanie zwolenników to nie jedyne jego zajęcie, ma również inne plany, które może po cichu wprowadzić w życie, i na tym się obecnie skupia.
   - To znaczy? - zapytał szybko Harry.
   - Bardzo mu zależy na czymś, co może tylko wykraść - odpowiedział Syriusz. - Coś w rodzaju broni. Coś, czego nie miał ostatnim razem.
   - Wtedy, gdy miał władzę?
   - Tak.
   - Jaki rodzaj broni? Coś gorszego od Avada Kedavra?
   - Już dosyć! - rozległ się od drzwi głos Molly. 
   Tonks nie zauważyła jej powrotu. Ramiona skrzyżowała na piersi i wyglądała na rozsierdzoną. 
   - Macie zaraz iść spać. Wszyscy - dodała, spoglądając na Harry'ego, Freda, George'a, Rona i Hermionę.
   - Nie będziesz nami rządzić... - zaczął Fred.
   - Zaraz zobaczysz - warknęła Molly. Drżała lekko, patrząc na Syriusza. - Udzieliłeś Harry'emu mnóstwo informacji. Jeszcze parę i już mógłbyś go wprowadzić do Zakonu Feniksa.
   - Dlaczego nie? - zapytał szybko Harry. - Chętnie! Chcę być członkiem, chcę walczyć...
   - Nie.
   Tym razem był to głos Remusa.
   - Członkiem Zakonu może zostać tylko dorosły czarodziej. Taki, który ukończył szkołę - dodał, widząc, że Fred i George już otwierają usta. - Wiążą się z tym zagrożenia, o których żadne z was nie ma pojęcia... Syriuszu, myślę, że Molly ma rację. Dość już się dowiedział.
   Syriusz wzruszył nieznacznie ramionami, ale nie oponował. Molly skinęła władczo na swoich synów, Hermionę i Harry'ego, którzy wstali po kolei i wyszli z kuchni. 
   Przez chwilę zapanowała trochę nieprzyjemna cisza. Potem Artur i Bill oznajmili, że muszą wracać do domu.
   - To może i ja już se pójdę - oznajmił Mundungus, wstając i przeciągając się. - Ale wyżerka była przednia. 
   Po chwili w kuchni pozostali tylko Syriusz, Remus i Tonks.
   - Może naprawdę nie powinniśmy mu tego wszystkiego mówić? - odezwała się Tonks. - Koniec końców... Harry jest jeszcze bardzo młody.
   - Powinien wiedzieć, co się dzieje - powiedział twardo Syriusz. - W końcu kto, jak nie on, już tyle razy uratował nasz świat przed Voldemortem?
   Tonks wzdrygnęła się gwałtownie.
   - Może i tak - zgodziła się. - Ale on jeszcze tak mało wie... Sami-Wiecie-Kto może nim łatwo manipulować.
   - Nie zapominaj, Tonks, że póki Harry jest w Hogwarcie, włos mu z głowy nie spadnie - powiedział Remus. - Tam przecież rządzi Dumbledore.
   - Ale wcale nie jest powiedziane, że Harry do tego Hogwartu wróci - przypomniał Syriusz. Tonks nagle wydało się, że w głosie kuzyna zabrzmiała lekka nuta nadziei. - Poza Hogwartem nie będzie już taki bezpieczny.
   - Będzie - uśmiechnął się Remus. - Dumbledore już o to zadba.
   Tonks spojrzała na najlepszego przyjaciela Syriusza, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. Remus, z tą swoją wiarą w Dumbledore'a, był naprawdę rozbrajający.
   I dziwnie krzepiący.

3 komentarze:

  1. Hahaha pierwsza... Co tu dużo mówić, jak zwykle zarąbiste... Czekam z niecierpliwością na kolejne notki...
    Pozdrawiam PaulaXD

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe,co więcej napisać...? Zostały tylko pozdrowionka...No więc
    Pozdrawiam Amcia ;-)
    Oby to niemiało końca!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super tekst,napisz wiencej

    OdpowiedzUsuń